Aktualności

22.112023

„Chcemy mówić o nauce w sposób prosty i przystępny. Najważniejsza jest inspiracja”

W kolejnym odcinku podcastu popularnonaukowego GEOGADKA dr Agata Goździk, kierowniczka Działu Komunikacji Naukowej i Edukacji IGF PAN, w rozmowie z Dagmarą Bożek opowiada o tym, jak skutecznie reklamować, propagować lub po prostu opowiadać o nauce. Podcast jest prowadzony w ramach projektu „Geofizyka dla każdego” IGF PAN.

Dagmara Bożek: Porozmawiajmy o tym, czym jest komunikacja naukowa. Jak rozumiesz i realizujesz w swojej pracy zawodowej to pojęcie?

Dr Agata Goździk: Pojęć i definicji jest dużo, więc może trochę je usystematyzujmy. Jednymi z nich są upowszechnianie i popularyzacja nauki. W tym przypadku różnica jest łatwa do wychwycenia. Przez upowszechnianie rozumiemy wszystkie działania prowadzone przez naukowców i skierowane do naukowców. Jest to dzielenie się wynikami swoich badań, informowanie o nich w celu przekazywania wiedzy w formie artykułów naukowych, konferencji czy seminariów. Celem jest rozwój nauki. Typ odbiorcy decyduje o tym, czy mamy do czynienia z upowszechnianiem, czy popularyzacją. W tym drugim przypadku komunikat kierujemy do ogółu odbiorców – osób w różnym wieku, o różnych zainteresowaniach i zajęciach. Ważne jest to, że mówimy o nauce w sposób popularny, przystępny i prosty do kogoś, kto nie jest naukowcem. Mamy też inny cel. Przede wszystkim chcemy zainspirować naszych odbiorców do zgłębiania tematu. Natomiast komunikacja naukowa to rodzaj parasola nad wspomnianymi wcześniej działaniami. Pewnym jej rodzajem jest komunikacja nauki kierowana do biznesu, czego nam w Instytucie brakuje. To rodzaj współpracy z odbiorcą, który jest zainteresowany nauką nie z czystej pasji, tylko z powodu możliwości praktycznego jej wykorzystania.

SŁUCHAJ TEŻ NA SPOTIFY >>>

D.B.: Do upowszechniania i popularyzacji dorzucę jeszcze promocję. Wiem, że to zupełnie inny obszar działań, ale to również wyjaśnijmy.

A.G.: Przyznam szczerze, że promocja jest najdalsza mojemu sercu, bo w dużej mierze kojarzy mi się z produkowaniem gadżetów reklamowych. Samo skupienie się na działaniach promocyjnych w kontekście propagowania nauki jest niewystarczające. Ważne jest, żeby nie tylko reklamować sam Instytut czy projekt naukowy, tylko dostarczać informację, która daje coś odbiorcy. Stąd moje wrażenie, że promocja w tym zakresie przynosi najmniej merytorycznych korzyści, na których najbardziej nam zależy.

D.B.: Ostatnio uczestniczyłam w międzynarodowej konferencji, na której podczas jednej z sesji była mowa o wykorzystaniu „personal stories” w propagowaniu nauki. Czy takie podejście jest Ci bliskie? Jakie inne praktyki w ramach komunikacji naukowej uznałabyś za skuteczne?

A.G.: Na pewno osobiste doświadczenie bardzo sprawdza się w komunikacji. Od dawna mówimy o storytellingu w komunikacji naukowej. Wspomniane przez ciebie osobiste historie są jego elementem. Im więcej odwołujemy się do osobistego doświadczenia, tym ta komunikacja jest lepsza. Myślę, że prowadzone przez nas podcasty są dobrym przykładem, ponieważ pokazujemy konkretną osobę z jej własną perspektywą. Nasi goście opowiadają o swoich badaniach, ale również odwołują się do osobistego doświadczenia, jak zaczęła się ich przygoda z nauką czy współpraca z Instytutem. Myślę, że to jest duża wartość płynąca z tych rozmów. A co się tyczy dobrych praktyk, to w naszych działaniach dobrze sprawdza się szerokie podejście. Staramy się działać na różnych frontach, wykorzystując różne kanały i proponując zróżnicowane aktywności. Myślę, że jest to klucz do sukcesu naszego działu. Ta różnorodność jest też dla nas samych ciekawa i inspirująca. Z jednej strony są to działania standardowe, np. webinaria czy wykłady otwarte, a z drugiej takie fajerwerki jak wideomapping na fasadzie Pałacu w Wilanowie, który niekoniecznie jest oczywistym działaniem, jeśli chodzi o komunikację naukową. Najważniejsze, że mamy frajdę z tego, co robimy i stale się rozwijamy.

D.B.: A skoro już o tym doświadczeniu osobistym mowa, to porozmawiajmy o Twojej historii. Zanim zaczęła się Twoja przygoda z edukacją i komunikacją naukową, byłaś badaczką.

A.G.: Moje początki w Instytucie Geofizyki to faktycznie praca naukowa, doktorat – wtedy jeszcze w Zakładzie Zasobów Wodnych, obecnie jest to Zakład Hydrologii i Hydrodynamiki. Przyszłam tu całkiem przypadkowo, ponieważ koleżanka ze studiów magisterskich poprosiła mnie o przywiezienie paru materiałów. To jeszcze były czasy – wiem, że zabrzmię jak dinozaur (śmiech) – że dokumentów nie przesyłało się mailem, tylko… przynosiło na dyskietce. Na miejscu znalazłam ogłoszenie o naborze na studia doktoranckie. Byłam na piątym roku studiów, więc pomyślałam sobie, że warto spróbować. Poszłam na egzamin, a pod koniec września otrzymałam telefon, że zostałam przyjęta. I tak się zaczęło. Na doktoracie zajmowałam się przepływami w kanałach dwudzielnych – korycie rzeki i tarasie zalewowym z roślinnością. To też ciekawa historia, skąd się wziął temat. Brałam udział w konkursie Fundacji im. Nowickiego na najlepsze prace magisterskie z zakresu ochrony środowiska. Jako laureatka miałam możliwość wyjazdu do Niemiec na stypendium i prowadzenia tam swoich badań. Tymczasem dopiero co zaczęłam studia doktoranckie. Na szczęście mój promotor zgodził się na wyjazd pod warunkiem, że uda się połączyć tematycznie pracę w ramach stypendium i doktoratu. Zaproponował mi staż na Uniwersytecie Technicznym w Brunszwiku. Pracowałam tam w laboratorium hydraulicznym, miałam do dyspozycji duży kanał, w którym symulowaliśmy przepływ w korycie i na tarasie zalewowym, na którym były specjalne rurki, które udawały pnie drzew. Tworzyliśmy wielką „powódź”, woda wylewała się z koryta i przepływała przez kieszeń zalewową. Sam pomysł na badania wziął się stąd, że w Niemczech po okresie hydrotechnicznego zabudowywania rzek rozpoczął się powrót do stanu naturalnego. Oczywiście nie w każdym miejscu i nie dla każdej rzeki było to możliwe, więc szukano rozwiązań, aby na pewnych obszarach można było tę rzekę otworzyć, przywrócić terenom zalewowym ich pierwotną funkcję w sytuacji wezbraniowej. Moja praca miała więc bardzo praktyczne uzasadnienie. Podczas dziewięciu miesięcy pobytu w Niemczech miałam możliwość wykonywać eksperymenty w tym kanale i było to świetne doświadczenie.

D.B.: Później obroniłaś doktorat i wyglądało na to, że na dobre zostaniesz naukowcem. Ale pojawiła się edukacja. Co spowodowało, że zmieniłaś kierunek swojej ścieżki zawodowej?

A.G.: Byłam doktorantką dyrektora do spraw naukowych, a potem dyrektora Instytutu, więc byłam włączana w różne dodatkowe aktywności, nie tylko te związane z nauką. Pod koniec doktoratu współpracowaliśmy z Instytutem Nowoczesnej Edukacji, który zajmował się działalnością z pogranicza nauki i edukacji. Pomyślałam sobie, że takie połączenie bardzo mi odpowiada ze względu na pewną wszechstronność. Zrozumiałam, że dalsze zgłębianie hydrodynamiki spowoduje, że coraz bardziej będę zawężać swoją działalność, choć oczywiście będzie ona coraz bardziej wyspecjalizowana. Tymczasem chciałam robić coś więcej i działać szerzej. Ta współpraca na polu edukacyjnym dawała mi dużo satysfakcji. Następnie miałam pewną przerwę w zatrudnieniu w Instytucie, ponieważ pracowałam w Ministerstwie Środowiska w Departamencie Edukacji Ekologicznej, gdzie organizowaliśmy różne wydarzenia popularnonaukowe. Zrozumiałam, że to kierunek, w którym chciałabym iść.

D.B.: W podcaście z drem hab. Grzegorzem Lizurkiem rozmawialiśmy m.in. o popularyzacji nauki. Pojawiła się tam myśl, że bycie naukowcem lub wywodzenie się ze środowiska naukowego bardzo pomaga, jeśli zajmujemy się popularyzowaniem nauki. Jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu. Jakie korzyści daje Ci Twoje zaplecze naukowe w aktualnej pracy? A może są też jakieś minusy z tym związane?

A.G.: Myślę, że środowisko naukowe ma tendencję do pewnej tytułomanii. Posiadając stopień doktora, jest mi pewnie łatwiej rozmawiać z innymi naukowcami, a moje doświadczenie naukowe otwiera niejedne drzwi. Inna sprawa to znajomość samego aparatu naukowego, dzięki czemu jest mi łatwiej zrozumieć pewne metody badawcze, kiedy opowiadają o nich naukowcy. Oczywiście, nie oznacza to, że po doktoracie wiem już wszystko, bo cały czas dowiaduję się czegoś nowego czy również zdarzają mi się błędy. Mogę liczyć na wsparcie merytoryczne naukowców, kiedy opracowujemy konkretne materiały czy organizujemy wydarzenie naukowe. To, że w Instytucie pracuję dość długo, owocuje tym, że znam ludzi i wiem, do kogo można się zgłosić z konkretnym pytaniem czy prośbą. Wspomnę też EDUSCIENCE, bo to był wielki projekt i początek mojej edukacyjnej przygody w Instytucie po powrocie z Ministerstwa Środowiska. Dzięki temu poznałam naukowców z wielu zakładów naukowych, a z niektórymi współpracuję do dziś. To ogromne doświadczenie i potencjał zgromadzone przez te kilkanaście lat mojej pracy – budowanie kontaktów, zaufania, co skutkuje dobrą współpracą.

D.B.: Świetnie, że masz tak długą historię pracy w Instytucie. Dzięki temu z pewnością udało Ci się zobaczyć zmianę podejścia wśród naukowców jeśli chodzi o popularyzowanie i upowszechnianie ich badań.

A.G.: Myślę, że wiele czynników miało na to wpływ. Na pewno grantodawcy w pewnym sensie skłonili naukowców nie tylko do upowszechniania wyników badań, ale również propagowania ich wśród zwykłych odbiorców. Komisja Europejska w swoich grantach w ramach programów Horyzont 2020 czy obecnie Horyzont Europa wręcz wymusza tego typu aktywności. Jest to więc działanie odgórne. Ale też sporo zmieniło się w podejściu samych naukowców – chcą reklamować swoje działania poprzez wykłady otwarte czy podcasty, a ich przykład zachęca do tego również ich kolegów i koleżanki. W ramach Instytutu oferujemy wiele takich działań, w których naukowcy mogą opowiedzieć o swoich projektach. W ten sposób wywiązują się ze zobowiązań wynikających z rozliczenia grantu, ale również mają możliwość opowiedzenia większej grupie odbiorców o swoich badaniach. Początkowo współpracowaliśmy z niewielką, sprawdzoną w poprzednich projektach edukacyjnych grupą naukowców, a teraz jest to coraz większe grono. Dobrym przykładem są organizowane przez nas webinaria, które coraz chętniej prowadzą nasi koledzy i koleżanki naukowcy z Instytutu. Myślę, że widzą w tym korzyść i rozumieją, że to jest ważne. Obecnie bez umiejętności propagowania swoich badań jest coraz trudniej pozyskiwać środki na kolejne projekty. W pewnym sensie jest to nieco brutalne, że naukę trzeba umieć „sprzedawać” i reklamować. Wielu naukowców z pewnością by chciało, żeby ich badania broniły się same swoją jakością. Ale w dzisiejszym świecie nie jest to takie łatwe. Samo napisanie wniosku o grant już wymaga pewnych umiejętności autopromocyjnych.

D.B.: A skoro o chwaleniu się mowa, to… pochwalmy się! Jako Dział Komunikacji Naukowej i Edukacji robimy bardzo dużo ciekawych rzeczy. Wspominaliśmy o mappingu, webinariach, podcaście, który obecnie prowadzimy. Jak nasze działania wypadają na tle podobnych aktywności jednostek naukowych w Polsce?

A.G.: Będziemy się chwalić! W listopadzie odbyła się premiera naszego drugiego wideomappingu. Pierwszy, „Rok w Arktyce”, dotyczył zagadnień polarnych, a drugi, „Żywioły Ziemi”, geofizycznych. Jesteśmy jedyną instytucją naukową w Polsce, która prowadzi działania popularyzatorskie na taką skalę. Mappingi są pokazywane w ramach Królewskiego Ogrodu Światła już trzeci rok, więc nasza współpraca z Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie trwa dość długo i jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Myślę, że z wzajemnością. Pokaz „Żywioły Ziemi” zwraca uwagę nie tylko na zjawiska przyrodnicze i ich badanie, ale także zachęca do ochrony otaczającego nas środowiska przyrodniczego. Połączenie sztuki i nauki w działalności popularyzatorskiej nie jest częstym zjawiskiem, więc tym bardziej stawiamy na takie działania. Staramy się trafiać do szerokiego grona odbiorców, w tym do szkół, co zapoczątkował projekt EDUSCIENCE – największy program edukacyjny prowadzony przez instytucję naukową, który realizowaliśmy w latach 2011–2015. Jego pokłosiem był europejski projekt EDU-ARCTIC, którego byliśmy koordynatorem, co było ogromnym sukcesem. Bardzo często instytucje naukowe uczestniczą w projektach europejskich z programu Horyzont 2020 czy Horyzont Europa jako partnerzy. My byliśmy pomysłodawcą i koordynatorem projektu EDU-ARCTIC, był on bardzo dobrze odbierany. Byliśmy zapraszani do Komisji Europejskiej na różne spotkania, aby opowiadać o swoich doświadczeniach jako realizatora projektu. Działalność skierowana do szkół, młodzieży, współpraca z nauczycielami doprowadziła nas do udziału w projekcie Scientix. To jest duża międzynarodowa społeczność na rzecz nauczania przedmiotów matematyczno-przyrodniczych. Byliśmy Krajowym Punktem Kontaktowym Scientix w Polsce. Natomiast nasze działania skierowane do ogółu społeczeństwa ogniskują się w naszych aktualnych projektach: Geofizyka dla każdego i Fascynująca Ziemia. Są to projekty, w których nie skupiamy się już na szkołach czy współpracy z nauczycielami, ale na propagowaniu działalności Instytutu i naszych naukowców. Podcasty, webinaria – to są przykłady naszych standardowych działań; wśród tych o charakterze bardziej interdyscyplinarnym możemy wskazać wideomappingi czy wystawy.

D.B.: Wspomnijmy jeszcze o naszych działaniach z zakresu nauki obywatelskiej. Wśród wymienionych przez Ciebie definicji upowszechniania czy popularyzacji, ta jest pewnym łącznikiem między „twardą nauką” a komunikacją naukową.

A.G.: Tak, choć naukę obywatelską traktujemy już jako metodę naukową. W związku z tym dużo jej bliżej do nauki niż komunikacji, choć tę pierwszą tłumaczy w sposób bardzo przystępny. W 2018 roku rozpoczęliśmy projekt BRITEC związany z nauką obywatelską. Prowadziliśmy działania pilotażowe z dwiema naukowczyniami z Zakładu Hydrologii i Hydrodynamiki oraz Zakładu Fizyki Atmosfery IGF PAN. Były to monitoringi roślinności nadbrzeżnej oraz UV i tego, w jaki sposób nasza skóra produkuje witaminę D3. Projekt był bardzo dobrze oceniony z obu stron i to mnie cieszy najbardziej. W naszych działaniach popularyzatorskich nie zawsze spotykamy się z entuzjazmem i pełnym zaangażowaniem, bo naukowcy zazwyczaj mają pilniejsze sprawy na głowie. Ten projekt był bardzo dobrym przykładem, że jak się chce, to można połączyć pracę w nauce z popularyzacją. Na podstawie badań prowadzonych przez uczniów, którzy byli nadzorowani przez nauczycieli przeszkolonych przez naszych naukowców, powstały publikacje naukowe i bardzo dobry materiał do dalszych badań. Z tego projektu współpracujący z nami naukowcy mieli realną korzyść. Wspomnę też tutaj, że fotomonitoring roślinności nadbrzeżnej prowadzony przez szkoły (a ten temat jest mi bliski ze względu na prowadzone przeze mnie badania w ramach doktoratu) spotkał się z bardzo przychylną reakcją kolegi z Wielkiej Brytanii, który współpracował z naszą grupą hydrodynamiczną. Był pod wrażeniem jakości zdjęć wykonanych przez uczniów i twierdził, że materiał jest bez porównania lepszy niż ten, jaki otrzymuje od swoich doktorantów i pracowników technicznych. Interesowało go, jak udało nam się nawiązać taką współpracę ze szkołami. Myślę, że kluczem do sukcesu było to, że profesor Monika Kalinowska, która odpowiadała merytorycznie za ten pilotaż, pojechała do każdej ze szkół. A w projekcie brało udział około dziesięciu placówek. Razem z uczniami poszli nad rzekę, wybrali punkty pomiarowe, ustalili, jak fotomonitoring będzie prowadzony. Dzięki temu badaczka uzyskała świetny efekt powtarzalności i te zdjęcia często pokazuje na różnych konferencjach jako przykład dobrej współpracy z obywatelami – w tym przypadku z nauczycielami i uczniami.

D.B.: Biorąc pod uwagę, że nasza rozmowa ma miejsce pod koniec roku, może to jest dobry moment, żeby sobie czegoś życzyć w tym następnym?

A.G.: Myślę, że świetnie by było, gdyby jeszcze więcej naukowców chciało z nami współpracować. Tak, żebyśmy trochę wyszli z naszej bańki komunikacyjnej. Już mamy świetną grupę badaczy, z którymi regularnie współpracujemy, ale marzy mi się, żeby pozostali pracownicy naszego Instytutu byli przekonani, że warto do nas dołączyć. Kolejną kwestią jest obszar, którego powoli się uczymy, a mianowicie kontakt z mediami. Chcielibyśmy, żeby ta współpraca z dziennikarzami była lepsza, częstsza i jeszcze bardziej merytoryczna.

D.B.: Serdecznie dziękuję za rozmowę!